Judasz. Na początku – piękne powołanie. Idzie za Jezusem. Jest zafascynowany. Przemierza ścieżki wiary, przyjaźni i miłości. Jak każdy powołany.
Ale czas się zmienia. Zmienia się powołanie Judasza. Nowa wizja. Lepsza wizja! I wcale nie chodzi tylko o kasę. Bo nie jakiś tam Jezus z Nazaretu, ale on – Judasz – wie, jak zbawić świat! Od teraz to sam Judasz będzie dyktował warunki swego powołania. I koniec. Kropka.
A Jezus? Spokojnie: mieczami i włóczniami się Go usunie. Co się będzie wtrącał.
Jestem Judaszem. We mnie też mieszka mały Judasz. W moim powołaniu.
A miecze i włócznie to te myśli, uczucia i plany, które są sprzeczne
z Chrystusem i chcą Go usnąć.
Najgorzej, jeśli będę Judaszem zbuntowanym i ślepym. Jeśli nie zauważę w swojej złudnej wizji powołania, że Jezus mi przebacza…, że mówi do mnie „przyjacielu”.
Najgorzej, jeśli będę Judaszem do końca i nie spostrzegę przebaczającej miłości Chrystusa – wtedy przygnieciony ciężarem własnej zdrady – ucieknę
i powieszę się na drzewie własnego powołania…