W ostatnim rozważaniu powiedziane zostało – za księdzem Józefem Tischnerem – o współczuciu jako wymiarze wczucia się w drugiego człowieka – szczególnie w jego uczucia i sytuacje przesiąknięte swoistym ludzkim dramatem. Pozostaje do rozważenia – z trzech wymiarów ludzkiej miłości okazywanej bliźniemu – litość i miłosierdzie.
Litość – jak zaznacza wspomniany Autor – jest „wstrząsem uczuciowym” rodzącym się w nas na widok czyjejś nędzy i cierpienia. I tak jak u płaczących niewiast, litujących się nad niedolą i cierpieniem Człowieka, także i z naszych oczu mogą popłynąć łzy, gdy litość „ściska nam serce” – jak potocznie mawiamy. Ale może też owo serce – ściśnięte żałością na widok czyjegoś nieszczęścia – nie pozostać bezczynne i popchnąć nasza wolę do działania, do konkretnych czynów. I to jest właściwe wykorzystanie rodzącego się uczucia litości. Przy czym warto jeszcze zaznaczyć, że nie wolno wyłączać w sytuacji litości rozumu. Rozum jest nieodzowny – by pomagając, nie zaszkodzić: „bo litość chce pomóc, choć nie zawsze rozumie”…
[w oparciu o: ks. J. Tischner „Drogi i bezdroża miłosierdzia”, s. 13-23]